pół niczym całość

Idę ulicą. Coraz bliżej mnie rozlega się krzyk jakiegoś mężczyzny, nakłaniający mnie do złożenia swojego podpisu pod referendum w sprawie odwołania jakiegoś polityka. Emocje buzujące w głosie nakłaniającego przenoszą się jak fala na tych, którzy z długopisem w jednej i dowodem osobistym w drugiej ręce biegną złożyć autograf. Wszak czynią to w słusznej sprawie. Dlaczego nikt nie pyta kto zajmie miejsce odwołanego polityka? Nieważne. Wszyscy skupieni na pierwszej połowie rozwiązania palącego problemu. 
A propos palenia. Mijam wielki plakat, na którym ktoś nakłania kogoś kto pali, żeby wreszcie rzucił te cholernie niezdrowe papierosy i przestał truć siebie, swoje dzieci oraz ptaki i drzewa w okolicy jego papierosowych wyziewów. Ale co w zamian? Nikt nawet nie zadał sobie trudu by zidentyfikować prawdziwą potrzebę palacza, która czai się za każdym ruchem ręki po kolejnego papierosa. Nikt nie proponuje mu, żeby zastąpił ją czymś innym, co jest być może rzeczywiście bardziej pożyteczne dla palacza i jego otoczenia. Po prostu zabrać mu jedno i zostawić na minusie i to w dodatku z wywołanym poczuciem winy, bo przecież zabił 3 drzewa, 2 ptaki i dobija własne dzieci. Gdybym paliła to pewno tak bym się wściekła, że poszłabym zapalić...czyli zupełnie odwrotny skutek kampanii na rzecz rzucenia palenia papierosów. Może dlatego, że problem palenia zdiagnozowany powierzchownie i połowicznie. A do tego ta hipokryzja. Państwo zarabiające na akcyzie ze sprzedaży papierosów, zaspokajające "swoje" sumienie poprzez umieszczenie wielkiej reklamy śmierci, która nadgryza palacza z każdym wciągnięciem dymu w płuca. Przecież i tak umrze. Po co mu przypominać? Choć może palacz też ma spokojne sumienie, bo zapłacił za tę śmiertelną propagandę i złożył się na czyjąś emeryturę albo rentę? 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

oczy przetarte ze zdumienia

przejściowa