zazdrość... zawiść... zwątpienie... poczucie krzywdy... poczucie winy... podobno pojawiają się w miłości...a przychodzą, unieruchamiają, zamiast działania powodują, że zastygamy w bezruchu, czekamy na coś z zewnątrz, a w środku pielęgnujemy strach o przyszłość, odcinamy się od teraźniejszości (bo kiedyś, jak stanie się "x" to się to zmieni...), patrzymy za plecy (bo dawno temu, jak był "y" to było inaczej, lepiej...), sparaliżowani własną słabością i niemożnością działania patrzymy na tych, którzy mają siłę i chęć do działania i odczuwamy do nich agresję... i to wszystko przez miłość, z miłości, dla miłości? czy rzeczywiście?