pomocna dłoń

Dzień dochodził już swojego apogeum, a ja stałam na przystanku w strugach deszczu. Patrzyłam na wysiadających i wsiadających do tramwaju zupełnie, jakbym stała za wielką sklepową szybą. A przecież to działo się obok mnie. Nie miałam jednak w sobie dość siły, żeby podjąć się uczestnictwa w tym cyklicznym życiu wysiadającym, to znów wsiadającym i jadącym dalej. Do czasu. Wreszcie tramwaj tak się zatrzymał, jakby motorniczy próbował wycyrklować, by drzwi otworzyły się tuż przed moją szybą. Ktoś wysiadł z tramwaju i wlazł prosto w tę moją szybę. Nie stłukła się. On zaś podszedł blisko mnie, podał mi bez słowa pudełko, po czym zniknął. Bałam się, że gdy je otworzę, dokonam jakiegoś makabrycznego odkrycia w stylu tych, które, zawsze w takich momentach, mają miejsce we wszystkich amerykańskich filmach. W końcu się odważyłam. Znalazłam w nim pomocną dłoń, która wnet chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w kierunku drzwi kolejnego tramwaju, wybierającego się właśnie z mojego przystanku w jakąś nieznaną mi trasę. Nie miałam wyjścia. Wsiadłam. No to jadę...   

Komentarze

  1. Już masz za kim (czymś) jechać?

    OdpowiedzUsuń
  2. A myślisz, że muszę się ciągnąć na kole? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet ciągnięcie się na kole bywa czasami potrzebne :). Jednak na własną rękę możesz dalej zajechać, Duchowa Siostro :)))

      Usuń
    2. Duchowy Bracie, jeżdżenie po własnej ręce to chyba rozrywka dla masochistów ;)

      Usuń
    3. Masz rację siostrzyczko , a że zdecydowana większość ludzi jest masochistami, to ten rodzaj rozrywki jest powszechny

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

oczy przetarte ze zdumienia

przejściowa