zwariowałam do cna

*UWAGA!
Ten post należy czytać od końca, tzn. najświeższe informacje są na górze, a najbardziej zmurszałe - na dole :)


Niedziela, 14 lipca 13, po 11ej
Powrót do normalności?
Dziś ostatni dzień konkursu, więc zbliża się też koniec szaleństwa. Już mam wrażenie, że znormalniałam ;)
Za chwilę wrzucę link do tego wątku na stronę www.zblizeurope.pl, od jutra wrócę do rzeczywistości posiadacza firmy - wisielca i poszukiwacza pracy, a na kaszmirowie znowu zrobi się od czasu do czasu jakieś prawie haiku...Ogłaszam niniejszym zakończenie tego wątku.
Czyli co? Do następnego konkursu kochani :)


Sobota, 13 lipca 13, koło 19ej
Koniec końców...
Czas na zakończenie planowania tej krucjaty. Jeszcze tylko aktualny program podróży + budżet i można ruszać na podbój Europy ;D 

Aktualny program:
Nd, 4 sierpnia 2013
O 12:35 przylatuję do Marsylii. Z lotniska udaję się do centrum (transport publiczny). Albo zwiedzam tego dnia miasto albo dostaję się na wyspę Chateau - tego jeszcze nie wiem. Niech będzie jakaś niespodzianka ;)
Zgodnie z założeniem fotografuję to, co wpadnie mi w obiektyw i uznam, że warte jest zapisania na karcie pamięci. Nie mam ochoty tworzyć typowych zdjęć wakacyjnych z wyświechtanymi miejscami. Pewno coś jem (najlepiej quiche z warzywami). Może do kogoś zagadam (oczami). Dość szybko udaję się do hotelu i staram się wypuścić na miasto z aparatem i statywem, żeby zrobić zdjęcia o zachodzie słońca i nocne.

Pn, 5 sierpnia 2013
Zależnie od tego, co robiłam poprzedniego dnia, albo zwiedzam miasto albo udaję się na wyspę Chateau ;D
Z tyłu głowy mam wylot na Korsykę, który ma nastąpić tego dnia około 18ej. Jeśli bardzo szaleję z aparatem w Marsylii to pewno po przylocie na Korsykę marzę o tym, żeby już nic nie robić. No może z wyjątkiem zachodu słońca. Ale to takie typowe, więc nie wykluczone, że wcale go nie zrobię ;)

Wt, 6 sierpnia 2013  
Chciałoby się umieć bilokację. Wtedy tego samego dnia mogłabym zwiedzać Bastię i pojechać pociągiem do Ajaccio. Co wybiorę to zależy od wielu czynników. Rozdwoić się nie rozdwoję i jeśli okaże się, że w Bastii znajdę klimat do zdjęć to pociąg-saunę zostawię na kiedyś. To, co mi przyświeca w pobycie na Korsyce to muzyka Petru Guelfucci i zawarta w niej tęsknota. Czy jest to tęsknota za wolnością od Francji?

Śr, 7 sierpnia 2013
Tego dnia po południu wypływam z portu w Bastii do Livorno. Mam sposobność sfotografowania obu portów z morza. Przeprawa promowa to kilka godzin spokoju. Można wtedy popisać bloga i przewinąć w głowie obrazy z Francji. Ba, można przejrzeć zdjęcia w aparacie albo nawet zgrać z kart na komp i wybrać najlepsze. Kto wie...
Trza się jeszcze jakoś dostać do wybranego gospodarstwa agroturystycznego i można tego dnia mieć wszystko w poważaniu i to nawet głębokim ;)

Czw, 8 sierpnia 2013
Ten dzień ma być "pochwałą powolności", jak przystało na kraj z którego pochodzi idea ruchu slow. I do tego ma mieć w tle klimat filmu "Pod słońcem Toskanii". Jak to się stanie jeszcze nie wiem, ale tego dnia w ogóle nie chcę planować. Niech płynie. A ja wraz z nim. Może tego dnia powinnam robić foty na długich czasach? ;)    

Pt, 9 sierpnia 2013
Planuję rozstanie się z agroturystyczną sielanką i udanie się do nie tak dalekiej znowu Pizy, żeby być jak prawdziwy turysta. Niby zwiedzam a jednak dokonuję psychologicznego portretowania przebywających tłumnie w mieście ludzi. Biedacy nawet o tym nie wiedzą. A wszystko przez ten ogromny 42-krotny zoom, który pozwala mi zaszyć się w krzakach i bezkrwawo polować w stylu paparazzi ;)
 
Sb, 10 sierpnia 2013
Ostatni rzut oka na krzywą wieżę i lotem gołębicy do Warszawy czyli wielki come back foto-podróżniczki Małgosi Z. :))) 

No dobra to teraz coś dla ludzi o silnych nerwach czyli zaktualizowany budżet podróży:

  • przeloty w obie strony (Polska - Marsylia oraz Piza - Polska): ok. 620 zł czyli 144 euro,
  • przelot z Marsylii do Bastii: 645 zł czyli 150 euro,
  • prom z Bastii do Livorno: ok. 40 euro,
  • nocleg w Marsylii: 70 euro (ze śniadaniem),
  • nocleg w Bastii: 120 euro x 2 = 240 euro,
  • nocleg w Livorno: 100 euro x 2 = 200 euro,
  • nocleg w Pizie: ok. 100 euro,
  • wyżywienie + wydatki lokalne (w tym komunikacja): 350 euro/7 dni,
  • ubezpieczenie: 100 zł czyli ok. 25 euro,
  • mapy/przewodniki: 100 zł czyli ok. 25 euro.
SUMA: ok. 1.350 euro

Europo, bój się!!! ;)


Sobota, 13 lipca 13, koło 17ej
Od niechcenia do działania
Jej, jak mi się nie chce dzisiaj tu nic pisać. Bo i nie bardzo mam co. Oszacowanie moich potrzeb finansowych na taki wyjazd nie jest łatwe. Ale w końcu to oszacowanie a nie dokładny budżet, więc może niepotrzebnie się przejmuję? W każdym bądź razie, żeby tego nie robić zajęłam się dzisiaj przemyśleniami na temat zmian na Fotosymbiozie. Bo już czas najwyższy na jakieś zmiany. Ile można wciąż tak samo ;)
Tak sobie myślę, że 100 zł dziennie na jedzenie powinno być ok. Gdybym sama miała coś gotować oczywiście byłoby taniej, ale przecież to wyjazd do pracy a nie pichcenia w domeczku, więc będzie trzeba zdać się na lokalne oferty gastronomiczne. Nie mam chyba bardzo narobione w głowie, więc obejdę się bez jakichś nadętych restaurantów na rzecz knajp slowfood i vege. Pewno będę się też żywić owocami. W końcu gorąc jest, a zresztą jak człowiek wchodzi w fotografowanie to go tak wycina, że nie myśli o jedzeniu. Przypomina sobie jak zaczynają mu tak drżeć ręce, że stabilizacja obrazu w obiektywnie nie jest w stanie tego zniwelować. Inna rzecz, że w knajpach są ludzie, a dla mnie jest to niezmiennie główny temat fotograficznego zafiksowania. Mogłabym przecież fotografować widoki, pomniki, place, zamki, katedry i tym podobne, ale czym byłyby bez ludzi. I tych, którzy je stworzyli, i tych, którzy teraz dzielą z nimi swoje życie. Ludzie są najważniejsi. Opowiadają historie swoich żyć, które na jakimś poziomie łączą się w jedną uniwersalną opowieść o ludzkim istnieniu...
-
Cholera, wzięło mi się na filozofowanie. A wracając do budżetu. Trzeba do tej stówy dziennie na pokarm dorzucić pewnie drugie tyle górką na lokalną komunikację. Roweru nie biorę. Gdzie się da będę próbowała wypożyczać, choć zupełnie nie wiem jak się poruszać na takich miejskich kozach. Ja, choć w mieście, przyzwyczajona do górala. Grube opony 26 cali, lekka rama o klasycznej sportowej budowie, amor na przodzie (choć mój już kaszle olejem) no i przede wszystkim - zatrzaskowe pedały. No cóż kolejne wyzwanie. Dobrze, że rower planowany jest dopiero w Livorno. W Marsylii spróbuję zdać się na metro i autobusy, a także na prom na wyspę Chateau (o którym nie udało mi się nic dowiedzieć poza tym, że podobno istnieje), a na Korsyce na kolej, choć ponoć jej cechą główną jest to, że przypomina saunę. Nie mam jednak wyjścia, bo wymyśliłam, że nie będę siedzieć bezczynnie w Bastii. Plan jest taki, by udać się do Ajjacio - rodzinnego miasta Napoleona Bonapartego. Póki co to tylko plan, bo może się okazać, że godziny z rozkładu się nie zgrają, a chcę wyjechać z Bastii i wrócić tego samego dnia. Pomiędzy dworcami jest niemal 160 km odległości i w jedną stronę jedzie się ok. 4 godzin. I do tego brak klimatyzacji. To mi przypomina PKP. Nie powinnam poczuć specjalnej różnicy ;) No, może w cenie. Bo ta 4-godzinna sauna kosztuje jedyne 23 euro w jedną stronę, jeśli wierzyć polskiej stronie www poświęconej Korsyce. To daje niemal 50 euro w dwie strony. A ja głupia chciałam ustanowić dzienny budżet wyżywieniowo - komunikacyjny na poziomie właśnie 50 euro. I co teraz? I nic. Nie jestem taka głupia :D Przecież jeśli jednego dnia wydam więcej niż 50 euro to zrównoważy mi się to z ostatnim dniem czyli sobotą, kiedy to przed południem wylatuję z Pizy do Warszawy. Raczej w samolocie nie zrobię zakupów za 50 euro.
No chyba, że na lotnisku w strefie wolnocłowej nie powstrzymam się od zakupu perfum ;)
Czyli postanowione - 50 euro dziennie na "lokalne" wydatki i wyżywienie, co daje w skali wyjazdu 350 euro. Może starczy ;)


Piątek, 12 lipca 13, koło 15ej
Do roboty!
Dziś postanowiłam nie zostawiać roboty z dalszym planowaniem podróży na wieczór. Siedzę więc przy kompie, ale ciężko się zmobilizować za dnia, jak się najwydajniej pracuje głową wieczorami. Znalazłam jakąś ciekawą polską stronkę o gospodarstwach agroturystycznych Toskanii, ale wygląda na to, że z wyprzedzeniem mniejszym niż miesiąc mam szansę jedynie na ostatnie miejsca w pokojach 4-osobowych. Nie jestem zwolenniczką klonowania samej siebie, więc chyba będę zmuszona znowu odstąpić od tego, co wyobrażałam sobie w temacie planowej podróży. Zresztą należy mieć wciąż na uwadze, iż szansa na ten wyjazd jest właściwie równa wygranej w Lotto ;) Niemniej jednak, z jakimś dziwnym zapałem rzuciłam się do tego planowania, choć z boku zapewne wygląda to jednak dość powolnie i byle jak. Ale jak na pierwszy raz to chyba powinnam być z siebie dumna. I naprawdę czuję zadowolenie z tego, że to robię. Nawet sobie wymyśliłam, że za jakiś czas, jak przyjdą do mnie wreszcie oficjalne środki płatnicze, wybiorę się w tę mini podróż, którą planowałam z takim pietyzmem. Anyway ;) mogłabym wówczas empirycznie sprawdzić moje zdolności logistyczne. A wracając do planowania - sprawdziłam wstępną ofertę ubezpieczeń turystycznych. Średnia ochrona, dla parametrów mojej "podróży", zaczyna się od 40 zł i idzie w górę. Za ok. 100 zł już jest dość niezły pakiet, choć należałoby zapewne przejrzeć przed jego oceną słynne ogólne warunki ubezpieczenia. Ale wiecie co? Chociaż jestem prawnikiem to wymiękam na pierwszej stronie. A stron, w ofercie, która mnie zainteresowała, naliczyłam 50. Masakra jakaś. Dla kogo oni to piszą? Dla siebie! Dostajesz coś takiego i myślisz sobie - w szkole na lektury to przynajmniej był tydzień a tu? 50 stron nowomowy w 5 minut, bo przecież szybciej niż umowę podają ci długopis do ręki szczerząc się w marketingowym niby-uśmiechu. Nie ma co jednak narzekać - do mojego planowania wystarczy mi cena, żeby móc oszacować koszty całego wyjazdu i zrobić jednak jakoś ten budżet, mimo braku studiów z ekonomii ;)
-
Namierzyłam ciekawą stronę z agroturystyką we Włoszech. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, ale jak zlokalizowałam magiczny przycisk ze zmianą języka na angielki to jakby się rozjaśniło niebo ;) Niestety wygląda na to, że z uwagi na high season nie bardzo uda się zejść poniżej 100 Euro za noc. No trudno. W końcu to nie ja wymyśliłam wymarzoną wyprawę foto-podróżnika w szczycie sezonu. Zostaje zatem jeszcze Piza i dylemat: agroturystyka na wzgórzu z widokiem na Pizę czy zwyczajny hotel. Jak myślicie?
-
Ja już wiem, co myślę w tym temacie. Choć chciałoby się być daleko od miejskiego klimatu, to zważywszy na to, że następnego dnia rano z lotniska w Pizie mam odlecieć do Warszawy, zwycięża rozsądek - wybieram więc ofertę w mieście, w odległości nie większej niż 5 km od lotnika, ale oczywiście czym bliżej tym lepiej. Miło by było przebyć miasto pieszo w drodze na lotnisko. Koszt noclegu w przedziale 300 - 400 zł, więc krakowskim targiem niech będzie 350 zł.
Wpadło mi także do głowy, że warto do budżetu podróży dorzucić ze 100 zł na mapy lub przewodniki miejsc, w które się udaję.
Teraz w zasadzie pozostają 2 rzeczy:
- oszacowanie kosztów wyżywienia i innych, które będę ponosić na trasie podróży,
oraz
- wstępne rozważenie po co tam jadę - co chcę zobaczyć i, co ważniejsze - sfotografować.     
No i oczywiście trza jeszcze zebrać to wszystko, co udało mi się ustalić, zusammen do kupy :)


Ponownie czwartek, 11 lipca 13, po 21ej
Palcem po mapie 
Od przybytku głowa nie boli. Wczoraj nie było żadnego wpisu, a dziś podwójne narodziny. A więc podróżowania placem po mapie ciąg dalszy...
Obczajony nocleg w Marsylii za 250 zeta i nawet śniadanko hotelowe można brać pod uwagę, choć płatne osobno i kosztujące niemal 10 euro, ale trza się poczuć jak Europejczyk a nie jakaś łajza przyjezdna z krainy chlorów i złodziei.
Ale warto jakoś się dostać do noclegowni. Taksówką? Transportem publicznym? Ale jak powiedzieć ludziom, gdzie się chce jechać, jak się nie umie wysłowić z francuska? Może jednak kaligrafowanie mnie uratuje + broken english :) Ach, kupowało się za młodu perfum, co się zwał CHAPKA PARIS. Że też człek nie wiedział wtedy, iż jest to istotna wskazówka ;)
To teraz trzeba jeszcze obczaić prom na wyspę Chateau, żeby doświadczyć czegoś więcej niż tylko miejskiego klimatu. No i foty porobić przyzwoite a nie tylko techniczny test aparatu (jeśli ktoś nie wie o co kaman to uprzejmie informuję, że trzeba przeczytać to, co poniżej). Zresztą, w sprawie fot założenie jest takie, żeby robić wszystko, co: (a) wpadnie mi w obiektyw i (b) poczuję, że to jest to. A swoją drogą, ciekawe czy da się czasowo spokojnie czy będzie w biegu i w ostatniej chwili na samolot do Bastii.
A jeśli chodzi o Bastię, to tymczasem wpadł mi w oko hotel z widokiem na morze i prostym, ale nie surowym wnętrzem. Cena już nie taka prosta, bo krzyczą 500 zeta za noc bez śniadania, ale zaciągnięcie się z bliska morskim powietrzem przecież jest bezcenne. Nawet mi nie przeszkadza te 20 kilo z lotniska. Najwyżej pójdę w pielgrzymkę ;) A zatem wchodzę w to!
Czyli zostaje mi jeszcze noclegowanie we Włoszech. Mam apetyt na jakieś gospodarstwo agroturystyczne, ale czy takie znajdę to się okaże. To zmykam serfować dalej.


Czwartek, 11 lipca 13, po 19ej.
Słowo się rzekło
Wczoraj nastąpił kryzys w nieudolnym planowaniu. Nastąpił "wnerw" w związku z obiektywną niemożnością planowania według założenia własnej głowy, na czym ucierpiał nawet wczorajszy wpis tutaj, który się nie pojawił. I się już nie pojawi. A teraz co? - spytacie albo i nie ;) Tak czy owak, odpowiem. Trasa i wstępny program wyznaczone:

  • Nd, 4 sierpnia 2013
Śniadanie w Polsce.
Wylot z Warszawy do Marsylii:
10:00 WAW – 12:35 MRS, bezpośrednio, Ryanair, 367 zł
Obiado-kolacja w Marsylii.
Nocleg w Marsylii jest drogi, więc po jednej nocy, następnego dnia uciekam z miasta na Korsykę.
  • Pn, 5 sierpnia 2013
Śniadanie i obiad w Marsylii.
Dalsze zwiedzanie Marsylii – tej części mniej miejskiej.
Pod wieczór wylot z Marsylii do Bastii:
17:40 MRS – 18:30 BIA, bezpośrednio, Air France, 645 zł
Kolacja na Korsyce.
Zachód słońca i pierwszy nocleg na Korsyce.
  • Wt, 6 sierpnia 2013
Korsyka
Co ciekawego jest w Bastii?
Może warto się gdzieś ruszyć pociągiem?
Całodzienne wyżywienie na Korsyce.
Drugi i ostatni nocleg na Korsyce.
  • Sr, 7 sierpnia 2013
Śniadanie na Korsyce.
Po południu z Korsyki (port w Bastii) udaję się do Livorno we Włoszech. Mam do dyspozycji dwa połączenia promowe:
  1. Obsługiwane przez CORSICA FERRIES: 13:30 Bastia – 17:30 Livorno, cena: ok. 31 Euro;
  2. obsługiwane przez MOBY: 14:00 Bastia – 18:15 Livorno, cena: ok. 38 Euro.
    Lubię muzykę MOBY'ego - chyba wezmę to drugie ;)))
Obiad na promie.
Zdjęcia portów – opuszczanego i witającego.
Kolacja w Livorno.
Zachód słońca i pierwszy nocleg we Włoszech, w Livorno.
  • Czw, 8 sierpnia 2013
Cały dzień w Livorno i co tam? Nuda?
Może chociaż coś zjem? 
Drugi nocleg w Livorno
  • Pt, 9 sierpnia 2013
przejazd z Livorno do Pizy? CZYM i O KTÓREJ?
Piza
Nocleg w Pizie :)
Cały dzień bez jedzenia? Schudnę :)
  • Sb, 10 sierpnia 2013
Śniadanie.
Powrót z Pizy do Warszawy:
10:10 PSA – 12:30 WAW, bezpośrednio, Ryanair, 251 zł
Obiad już w Polszy.

Jak widać wciąż pełno pytań i wątpliwości (te kolorowe). I jest ich nawet jeszcze więcej:
- jakie zakwaterowanie i za ile?
- jaka odległość noclegów od lotnisk czy portów?
- co z wyżywieniem i ile może kosztować?
- jakieś inne wydatki? - przecież jestem kobietą i lubię kupować, choćby bez sensu :) 
- jakie ubezpieczenie i ile kosztuje?

I jak ja biedna zaplanuję budżet skoro nie skończyłam ekonomii? ;D

P.S. W tak zwanym międzyczasie podjęłam ważną decyzję - nie biorę r o w e r u!!! Wiem, że to może świadczyć w moim przypadku o jakimś stanie chorobowym, ale klamka zapadła!!! ;)
    

Wt, 9 lipca 13, po 22ej.
zwariowania do cna ciąg dalszy nastąpił
Słowo się rzekło, więc piszę, choć wcale mi się nie chce. Niewiele dziś ustaliłam, bo trza było zapłacić ostatni ZUS za tego wisielca - moją działalność gospodarczą, poszukać znowu pracy, której nie ma i obrobić trochę zaszłych zdjęć, których jest jeszcze fura do obrobienia. Potem trza było coś zjeść i wyprowadzić ciało na spacer, żeby się nieco przewietrzyło. Powrót z wietrzenia nastąpił wieczorem, więc czasu było mało i ustalenia żałosne ;D Ale wiecie co? Przynajmniej trasa się już krystalizuje, choć jak będę tę podróż, w którą pewno i tak nie pojadę, planować w takim szalonym tempie, to może załapię się na ów trzeci etap konkursu w przyszłym roku ;) W każdym bądź razie założenie jest takie, że podróż ma się toczyć w Prowansji, na Korsyce i w Toskanii. Takie zbliżenie niegdyś zwaśnionych franków z plemionami italskimi o korsykańską wyspę. Czyli z Korsyki nie rezygnuję tylko skracam pobyt na wyspie, żeby oszczędzić sobie poczucia bezsilności z powodu niemożności dogadania się z tubylcami. Ale w sumie to o czym ja mam z nimi gadać? Trza ich przecież fotografować, a jak się będą rzucać, że im robię zdjęcie to wsiadać na rower i chodu ;) No tak, ale jaki mieć bagaż, żeby móc tak wsiąść na rower i odjechać??? I to wbrew pozorom jest bardzo ważne pytanie, gdyż ja, jak wiedzą dobrze ci, co są ze mną zaznajomieni, zwykle na wyjazd biorę szafę trzydrzwiową gdańską...może jest jakaś podróżna wersja tego mebla?  


Pon, 8 lipca 13, koło 23ej: 
geneza zwariowania
Chwilowo ten blog zmienia swój charakter. Po pierwsze stanie się regularnikiem. Tak sądzę ;) Ale tylko przez chwilę. A wszystko dlatego, że w tym moim momencie życiowym, zwanym potocznie dołkiem, kiedy powinnam ratować swoją wiszącą firmę i szukać czym prędzej spokojnej pracy na etacie i mieszkania, dostałam na maila wiadomość z Fujifilm, że jest konkurs. Wyjeżdżasz na tydzień w podróż po Europie, testujesz aparat, piszesz dwa teksty - z testu i podróży, i jeszcze ci za to płacą. I miałam nie spróbować? 
Dziś ogłosili, trzecie i ostatnie zadanie (kto nie wie o co chodzi - sio na www.fotosymbioza.blogspot.com) Zaplanować dokładnie swoją podróż, ze wszystkimi szczegółami. Podać budżet. Czas na wykonanie zadania - do końca tygodnia. Cholera. Przecież ja, taka niby z owsikami w siedzeniu, przez te wszystkie lata (a jest ich już niemal 35) byłam taka stacjonarna. I co ja teraz zrobię? Jak zaplanuję tę cholerną podróż, w którą pewno i tak się nie udam, bo konkurencja w konkursie jest pokaźna. Ale z drugiej strony...już kiedyś brałam udział w konkursie Fuji na fotopodróżnika. I nie zrobiłam wszystkich zadań. Znowu mam odpuścić przed metą? "Bez sensu" :)
O tym zadaniu przeczytałam chyba jakoś koło 13ej. I zaczęła się gadka w głowie: - trzeba zrezygnować, przecież nie masz teraz ani jednej swojej złotówki, nigdzie nie byłaś, język angielski niby upper intermediate ale raczej broken english. I co? I ty chcesz gdzieś jechać? Gdzie? Korsyka? No już zupełnie cię pogięło - mówi ten głos, który zawsze mnie od wszystkiego odwodzi. Ale co na to ja? Zrobiłam dziś jedno ważne zadanie. Poszłam na rower. Wypiłam zimne piwo. Czas leci. W końcu siadam do kompa. Puszczam muzę. Wrzucam Korsykę w wyszukiwarkę. Kurde! oni tam tylko po francusku. O angielskim można zapomnieć. No i co teraz? - pyta cichutko i z ironią znajomy głos w głowie. Ignoruję go. Dalej szperam w necie. Myślę sobie: fakt, 7 dni na takiej wyspie, gdzie nikt nie gada po angielsku to kiszka raczej. Mową ciała się raczej nie uratuję. Może jakieś uniwersalne na skalę światową pismo plemienne? Nie znam :( No nic. Trzeba olać Korsykę. Ale w takim razie gdzie? To może Malta? - pada pytanie. Sprawdzam. Jakoś mnie nie przekonuje. No nie umiem się pozbyć z głowy tej Korsyki. Już kilka lat temu nabyłam płytę z muzyką z tej wyspy. Jest w niej taka tęsknota. Trzeba tam jechać. I jeszcze ludności niewiele, choć sezon w pełni, więc pewno wielu turystów. Ale pewno nie tak wielu jak w topowych miejscach wakacyjnych ostatnich lat. W każdym bądź razie, szukam, szperam, myślę, czytam, zapisuję, marzę. W końcu się męczę. Idę do wanny. To moja mała świątynia dumania. Zawsze jak z niej wyłażę to nie tylko mam oczyszczone ciało ale też jakieś lżejsze myśli. I co tym razem? Korsyka podtrzymana ale jako jeden z etapów podróży. Nie będę zachowawcza i nie będę siedzieć ze strachu w jednym miejscu. Lecz jak to wszystko ogarnąć? Właściwie nigdzie nie byłam. Nawet nie leciałam samolotem. A wymyślam sobie rower w bagażu. Masakra. Nie piszę dalej. Muszę się z tym przespać. Do jutra... 

Komentarze

  1. Korsyka jest super. plaze i gory. Bonifacio - nietuzinkowe miasto na skalach. Bastia nieciekawa ale warta zobaczenia - szczegolnie stara czesc miasta (na lewo od promu) - az ciarki przechodza, ze ludzie tak mieszkaja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może dasz sobie wreszcie szanse i uwierzysz, że nie wisi nad Tobą fatum.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

przejściowa

oczy przetarte ze zdumienia