Nareszcie. Odważyła się. Wyszła z domu! Jedynie chwilę zajęło jej dojście do przejścia dla pieszych, które znajdowało się nieopodal. Stanęła i czekała, zgodnie z tym, co przykazały światła, patrząc bezwiednie na tłoczące się w pośpiechu samochody. Dostrzegła, że najpierw przemykało ich dużo przed jej oczami, potem następowała przerwa w tym ruchu, a potem znowu - ten sam ruch. Wtem oderwała wzrok od karoserii mijających ją aut i spojrzała na drugą stronę ulicy. "Tyle tam ciekawych rzeczy" - pomyślała. Kolory ubrań. Ludzkie spojrzenia. Radośnie dźwięczący śmiech dziecka. "Trzeba tam przejść, ale zupełnie nie wiem jak" - dodała w głowie. Bała się. Stała więc usztywniona i bezwiednie obserwowała kolejne cykle ruchu samochodów. W jej głowie, także w pewnym cyklicznym porządku, pojawiały się sukcesywnie myśli, które coraz bardziej oddalały ją od przejścia na drugą stronę. "A jeśli nie będę umiała wrócić?"..."A jeśli coś mi się stanie?"... W pew
No, teraz się zrobiło tu bardzo przytulnie. Tylko jeszcze te "gnioty"...
OdpowiedzUsuńZawsze myślałem, że to są dobre wiersze, ale pewnie żaden ze mnie romantyk, jeśli podobają mi się gnioty.
Chociażby przez szacunek dla czytelnika, nie powinnaś ich tak określać bez dołączania nawiaska i średnika. Ja i tak je przeczytam. PS. Nie mam innych nagrań niż na mysace.
No przecież gnioty to jest właśnie to. Dobry gniot nie jest zły:)
OdpowiedzUsuń