Dla większości z nas zwrot "kocham cię" jest górną granicą tego, co czujemy. Nie wyobrażamy sobie, że możemy czuć coś, co przekracza te dwa wyrazy. A ja się pytam: co wtedy, gdy ów zwrot jest granicą dolną i staje się dopiero punktem wyjścia? Czy to wtedy zaczynamy być odpowiedzialni za to, co czujemy? Czy wtedy jesteśmy odpowiedzialni za nasze słowa, od których natrętnego używania odchodzimy, gdyż zdaliśmy sobie właśnie sprawę z tego, że nie są już wystarczające? Czy granicą tego uczucia jest nieskończoność (czy jest bezgraniczne)?
Komentarze
Prześlij komentarz