Kiedy byłam małym dzieckiem miałam odwagę rozmawiać z Bogiem bezpośrednio. Potem przestałam z Nim rozmawiać w ogóle. Dzisiaj mam coraz większą odwagę rozmawiać z Nim poprzez każdego napotkanego człowieka.
Dlaczego boję się być Bogiem...Sobą? Na siłę wikłam się w "ziemskie nieistniejące problemy", patrzę z dołu, utożsamiam się z tą perspektywą... żeby nie popatrzeć z góry... Widzę, że nie ma ludzi głupich...prymitywnych... tylko utknęli na poprzednim poziomie w stosunku do tego, którego pragną i boją się jednocześnie. I zamiast być ich trampoliną staje ich więzieniem...czasem przejściowym...czasem na całe życie... Ci, którzy utknęli na poziomie fizycznym wydają się prymitywni, ci, co na emocjonalnym - niestabilni, ci z mentalnego - przemądrzali... A dalej? Ci z uczuciowego - bez wyrazu... ci z wyrazu - bez uznania... a ci z uznania - bezpowrotni.
Nareszcie. Odważyła się. Wyszła z domu! Jedynie chwilę zajęło jej dojście do przejścia dla pieszych, które znajdowało się nieopodal. Stanęła i czekała, zgodnie z tym, co przykazały światła, patrząc bezwiednie na tłoczące się w pośpiechu samochody. Dostrzegła, że najpierw przemykało ich dużo przed jej oczami, potem następowała przerwa w tym ruchu, a potem znowu - ten sam ruch. Wtem oderwała wzrok od karoserii mijających ją aut i spojrzała na drugą stronę ulicy. "Tyle tam ciekawych rzeczy" - pomyślała. Kolory ubrań. Ludzkie spojrzenia. Radośnie dźwięczący śmiech dziecka. "Trzeba tam przejść, ale zupełnie nie wiem jak" - dodała w głowie. Bała się. Stała więc usztywniona i bezwiednie obserwowała kolejne cykle ruchu samochodów. W jej głowie, także w pewnym cyklicznym porządku, pojawiały się sukcesywnie myśli, które coraz bardziej oddalały ją od przejścia na drugą stronę. "A jeśli nie będę umiała wrócić?"..."A jeśli coś mi się stanie?"... W pew
Komentarze
Prześlij komentarz