dochodząc do tego, że odejście jest naturalnym procesem...
...który sprawia, że powstaje przestrzeń na przyjście nowego... wiedząc, że nie zmarnowaliśmy żadnej chwili z drugim człowiekiem... czując, że nie ma czegoś takiego jak osamotnienie, bowiem jest nam dobrze z samymi sobą... niczego nie żałując... nie bojąc się zmian... nie bojąc się naszego własnego przejścia... nie uważając, że jesteśmy tylko ułożoną w pewien system stertą kości przyobleczoną masą mięśniowo-tłuszczową... albo tylko naszą głową... czy byłoby wtedy coś takiego jak żałoba?